top of page

 

                 Rosyjska ruletka z MEN-em.

 

 

        Spośród uczestników poniedziałkowego spotkania (11 stycznia br) konstytuuje się właśnie grupa robocza, która będzie w stałym kontakcie z resortem edukacji, by wypracować nowe rozwiązania - finansowe, organizacyjne - dla edukacji domowej. Z ust minister padła, niewiążąca, propozycja, by grupa liczyła 8 osób i tak już zostało, choć chętnych jest znacznie więcej. Zapewne dlatego, że każdy chciałby stać się przysłowiowym ojcem sukcesu w starciu z ministerstwem edukacji. Stawka rzeczywiście jest wysoka („Ośmiu wspaniałych”), ale ta gra jest bardzo ryzykowna, niczym rosyjska ruletka - jeden strzał i wszystko nasze, albo jeden strzał i wszystko tracimy… A to dlatego, że partner w tej grze, czyli minister edukacji narodowej, wysyła ciągle sprzeczne komunikaty, z których jasno wynika jedno, że „są za, a nawet przeciw”.

         

      - Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje – taką odpowiedź otrzymaliśmy od rzecznika prasowego MEN Joanny Dębek na pytanie o to, jakie kwestie będą poruszane podczas wspólnych spotkań przedstawicieli rodziców i resortu edukacji. – Ministerstwo jest naprawdę gotowe do otwartej rozmowy o wszystkim? – dopytywaliśmy z niedowierzaniem. – A ewentualność wypłacania pieniędzy rodzicom? - Chcemy te sprawy rozstrzygnąć docelowo – zadeklarowała pani rzecznik. – Oczywiście w tym roku nie ma takiej możliwości.

 

           Krótka rozmowa z rzecznikiem prasowym MEN była niezwykle budująca i napawała optymizmem, że może jednak warto było ruszyć trudne i, co tu dużo mówić, wymagające dyskrecji tematy, jak choćby ten z pieniędzmi dla rodziców. Przecież żaden rodzic nie decyduje się na edukację domową dla pieniędzy, ani żadnemu rodzicowi takich pieniędzy państwo nie obiecuje - przynajmniej w ustawie (Karta Nauczyciela rodziców edukacji domowej na razie nie dotyczy). Albo ten, że rodzice nie czują się zbyt dobrze przygotowani do swoich obowiązków dydaktycznych. Ale skoro tak jest, to po co za to w ogóle się biorą? Nad tym wszystkim ministerstwo chce się pochylić ze zrozumieniem i wyrozumiałością.

 

          Jak jednak jest naprawdę, tego niestety dowiemy się dopiero za jakiś czas, choć komunikaty pochodzące wprost od minister Zalewskiej mogą budzić niepokój. Otóż tego samego dnia, gdy odbyło się spotkanie z rodzicami, pani minister została zaproszona na wieczorną rozmowę do TV Trwam i oczywiście jednym z tematów była edukacja domowa. Szefowa resortu edukacji znała już stanowisko rodziców w wielu kwestiach dotyczących edukacji domowej, miała czas na uwzględnienie sugestii i opinii rodziców, złagodzenie swojego stanowiska, a mimo to wyraźnie podkreślała, że jako minister edukacji narodowej jest odpowiedzialna za: „publiczne pieniądze i publiczną edukację, o której mówi konstytucja , a edukacja domowa jest alternatywą, na którą jest zgoda, z szacunku dla wolności obywateli”. W tym kontekście mogliśmy wyraźnie usłyszeć: „Pomysł, że rodzic powinien wprost otrzymywać pieniądze, jest skrajny”. W innym miejscu rozmowy, wspominając o współpracy z rodzicami edukacji domowej minister Zalewska stwierdziła, iż „spróbujemy policzyć, poszukać tych nieprawidłowości, tak żeby móc z pełną satysfakcją promować nauczanie domowe. Tak, by rodzice też się czuli bezpieczni, że jeżeli zostaną przypisani do szkoły, to nikt nie będzie nadużywał ich pieniędzy, będą mogli korzystać z zajęć dodatkowych i opieki w postaci rożnego rodzaju testów i egzaminów”. Sformułowanie „zostaną przypisani” podkreśliłam specjalnie, gdyż każdego rodzica edukacji domowej powinno zastanowić, czy było to jedynie zwykłe przejęzyczenie, czy klasyczna pomyłka freudowska. Normalnie, to nie rodzice zostają „przypisani”, tylko dzieci zapisane, czyżby pani minister miała już gotowe pomysły na „posprzątanie bałaganu” w edukacji domowej? Idźmy dalej tym tropem. Rozmowa się toczy i znowu w pewnym momencie pada stwierdzenie, że nieprawidłowości w finansowaniu edukacji domowej związane są ze szkołami niepublicznymi. - Problemu tego nie mają szkoły publiczne. Tam, z reguły, utrzymuje się stała liczba dzieci w nauczaniu domowym i jest to średnio dwoje do pięciorga dzieci na szkołę – przekonywała pani minister.

 

           Uważny czytelniku, czy jesteś w stanie połączyć te 3 elementy ze sobą? Jeśli tak, to już wiesz, dlaczego nie zazdroszczę tym ośmiu śmiałkom ich misji. Otwartość na wszelkie propozycje może oznaczać, że „jesteśmy gotowi Was wysłuchać”, ale niekoniecznie „z Wami się zgodzić”. Jak będzie, dzisiaj wie tylko Pani minister. Ale wszelkie odium spadnie na członków przedstawicieli rodziców, bo przecież Pani minister chciała jak najlepiej...

Ewa Jurkiewicz

dziennikarka oświatowa, która śledziła poczynania 7 ministrów edukacji i niejedną pustą obietnicę usłyszała

bottom of page