top of page
NIEZBĘDNIK RODZICA




Edukacja w domu
Pomagamy uczyć
Dołącz do nas!
Autorytet kontra "lans" .
Od kilku lat wśród edukatorów domowych panuje moda na "lans", postmodernistyczne odrzucanie autorytetów i pęd do nachalnej autopromocji. Trend ten, przybierający na sile w ostatnich dwóch-trzech latach, ujawnił się z całą wyrazistością teraz, gdy w związku z zamieszaniem spowodowanym nieprzemyślanym rozporządzeniem resortu edukacji ws.subwencji na 2016 rok, pojawiają się samozwańczy "przedstawiciele", którzy roszczą sobie prawo do reprezentowania całego środowiska. Oczywiście napotykają na krytykę i sprzeciw ze strony innych, którzy podobnie jak ci pierwsi, sami dla siebie są autorytetami i uważają się za predystynowanych do przewodzenia innym (jak to w postmodernizmie bywa). W efekcie zaledwie kilkutysięczna społeczność edukatorów domowych jest podzielona i zatomizowana, jak żadna inna grupa społeczna. Zamiast koncentrować się na meritum, czyli powrocie do poprzedniej wysokości subwencji oświatowej, edukatorzy wdają się w jałowe dyskusje o tym kto i dlaczego może być ich przedstawicielem. A i tak w końcu okazuje się, że nie względy merytoryczne, doświadczenie, czy "staż" mają znaczenie, ale... refleks. Po prostu kto pierwszy ten lepszy. I tak będzie się działo zawsze, dopóki odrzucać będziemy autorytet tych, którzy mają najdłuższe doświadczenie w edukacji własnych dzieci. Mam tu na myśli przede wszystkim pionierów edukacji domowej Izabelę i Marka Budajczaków, ale także kilka innych rodzin z kilkunastoletnim"stażem" edukacyjnym, którzy nie pchają się do przywództwa, pomimo, że przewyższają klasą dzisiejszych "liderów".
W prowadzonej na FB dyskusji zaintrygowało mnie pojawiające się pytanie: co zrobić, by wyeliminować "biznesmenów"? Dlaczego? Bo to sami rodzice generują problem. Nie interesuje ich oferta dydaktyczna szkoły, sposób komunikowania się z rodzicami, formy wsparcia i kontaktu z rodzinami. Nic z tych rzeczy. Najważniejsze jest czy szkoła płaci stypendium, czy nie - a to prowadzi do nadużyć. Po co angażować ministerstwo edukacji, tworzyć kolejne akty prawne, skoro wystarczy zapytać dyrektora szkoły skąd bierze na stypendia. Jeśli z dotacji oświatowej, to łamie prawo (i wciąga w to jeszcze rodziców) i gdyby rodzice zwracali na to uwagę, to problem biznesu w edukacji domowej zostałby szybko rozwiązany. Ale do tego potrzebna jest uczciwość z dwóch stron...
mej
bottom of page