top of page

 

Samorządowy sukces

pod patronatem MEN.

 

 

 

          Finansowanie edukacji w Polsce, to niezwykle skomplikowana materia, nie tylko dla osób całkowicie postronnych, ale także i dla tych, którzy w taki, czy inny sposób są związani z polskim systemem oświatowym. Opiera się ono na algorytmie podziału subwencji, na który składa się cały szereg przeróżnych wag, jednostek przeliczeniowych, wskaźników korygujących, a wszystko po to, by samorządy mogły realizować tzw. zadania oświatowe wymienione w Ustawie o systemie oświaty. Wbrew powszechnie panującemu przekonaniu, to nie  uczeń jest najważniejszym podmiotem systemu oświatowego w Polsce, ale samorząd.

 

        Samorządy są głównym rozgrywającym w podziale budżetowych pieniędzy na oświatę i to właśnie pod wpływem ich nacisków doszło do obniżenia subwencji oświatowej dla uczniów edukacji domowej. Dlaczego tak się stało, skoro nie dokładają się one do dotacji oświatowej otrzymywanej przez szkoły niepubliczne (najczęściej wybierane przez edukatorów domowych)? Mechanizm wspierania subwencją oświatową samorządów nie posiada „znacznika” to znaczy, że pieniądze przeliczane są nie tyle na dziecko, co na szkołę - ma to zastosowanie przede wszystkim do szkół publicznych. W przypadku szkół niepublicznych, sprawa jest nieco prostsza, gdyż przyjęto zasadę, że szkoła otrzymuje pieniądze na każdego ucznia (tzw. standard finansowy A). Dopóki uczniów edukacji domowej było niewielu, gminy nie miały problemów z przekazywaniem dotacji szkołom, pojawiły się one  dopiero wówczas, gdy liczba uczniów zaczęła gwałtownie rosnąć, a równocześnie umożliwiono uczniom przechodzenie do edukacji domowej w dowolnym momencie roku szkolnego. Jakie to miało znaczenie dla jst? Szkoły zgłaszają do gmin przewidywaną liczbę uczniów do końca września roku poprzedzającego wypłatę subwencji. Oznacza to, że w nowym roku budżetowym gminy otrzymują z budżetu państwa subwencję na szkoły niepubliczne, odpowiadającą zadeklarowanej wcześniej liczbie uczniów. Jeśli jednak ta liczba systematycznie rośnie w ciągu roku szkolnego, to dokonywana jest comiesięczna korekta i gmina musi wypłacać szkole pieniądze, ale już nie z subwencji oświatowej (bo ta przewidziana była na mniejszą liczbę uczniów i jej już nie ma), tylko z dochodów własnych, co oczywiście uszczupla bieżący budżet gmin. Dlatego Unia Metropolii Polskich (UMP) przy okazji konsultowania rozporządzenia z dn.22 grudnia, zaproponowała obniżenie wysokości subwencji dla uczniów edukacji domowej o 90 proc.(!). Resort edukacji nie zdecydował się na tak drastyczną redukcję subwencji dla uczniów edukacji domowej, ale i tak obniżył ją o 40 proc. Kwotowo oznacza to, że zamiast dotychczasowych ok.38 mln zł, uczniowie edukacji domowej otrzymują teraz ok.23 mln zł.

 

           Można się cieszyć, że ministerstwo nie przychyliło się do sugestii Unii Metropolii Polskich, ale wyjaśnienia zawarte w uzasadnieniu do w/w rozporządzenia. nie pozostawiają złudzeń, że ministerstwo zamierzało (czy zamierza nadal?) stopniowo dochodzić do poziomu 0,1 kwoty subwencji: „Ponieważ zmiana ma wpływ na poziom środków otrzymywanych przez samorządy od stycznia 2016 r., tj. w trakcie trwania roku szkolnego i ustalonej organizacji pracy szkoły, proponuje się rozłożenie w czasie procesu obniżania kwoty subwencji naliczanej na ww. grupę uczniów. Na rok 2016 proponuje się obniżenie subwencji do 0,6 dotychczasowej kwoty bazowej subwencji, czyli do poziomu wyższego niż wynikający ze zgłaszanych postulatów samorządów”.   Podkreślony fragment nie pozostawia żadnych złudzeń - kwota subwencji dla uczniów edukacji domowej ma być stopniowo obniżana (do poziomu wynikającego ze zgłaszanych postulatów samorządów) i nie zmienią tego uspokajające słowa i przyjazne gesty ze strony pani minister – one nie mają mocy prawnej, w przeciwieństwie do rozporządzenia, które cały czas pozostaje w mocy.

Magdalena Mytnik

 

 

 

bottom of page